Witam
Was cieplutko w pierwszym poście. Długo zastanawiałam się od czego zacząć i
doszłam do wniosku, że skoro będzie tu dużo kosmetyków i makijażu to warto
przeanalizować czym ten makijaż usunąć:-) Od wieków
używałam do demakijażu chusteczek lub mleczka aż okazało się że reszta świata
od dawna używa płynów micelarnych. Postanowiłam takowy zakupić żeby nie
odstawać od reszty populacji;-P No i tu
pojawia się problem… Co wybrać? Postanowiłam po prostu metodą prób i błędów
znaleźć coś dla siebie. Dlatego wypróbowałam na własnej twarzy 5 różnych
płynów. Szukałam takiego który po prostu zmyje makijaż, a nie będzie działał
odmładzająco itp. Od tego mam kremy i maseczki, a oto moje wnioski:-)
Pierwszy w moje ręce wpadł płyn micelarny ZIAJA SOPOT SPA.
Płyn był tani (w promocji około 7-8zł) więc nie brałam do serca hasła
umieszczonego na butelce „receptura młodości”, zresztą jak już wspominałam nie
to jest dla mnie najważniejsze jeśli chodzi o płyny micelarne. Po pierwszym
użyciu niestety zawód był ogromny.
Bardzo
średnio dawał sobie radę ze zmyciem kreski i tuszu:-( Moje oczy mocno przeżyły te 200ml
tarcia dlatego grzecznie pożegnałam się z tym płynem zaraz po wykorzystaniu
całej butelki.
Kolejny jaki zakupiłam to płyn micelarny SORAYA.
Wypatrzyłam go na zakupach z moją Siostrą przy okazji jej odwiedzin w
Polsce. Obie nas skusiło… ładne opakowanie i cena ( w promocji około 9zł).
Nawilżenie&Dotlenienie Kuracja Dotleniająca to hasła z etykietki. No więc
cóż tu dużo mówić, ani moja skóra nie była nawilżona ani dotleniona tylko…
lepka. Kleiłam się okrutnie. Czułam się brudna jak po joggingu w środku lata
dlatego po kolejnych 200ml męczarni pożegnałam Soraye forever.
Po dwóch tak fatalnych zakupach postanowiłam pójść za radą vlogerek
YouTubowych i zakupiłam słynny płyn micelarny z L’OREAL.
To
był absolutny strzał w 10-tkę;-) Śmiało
mogę powiedzieć że jest to produkt idealny. Zmywa makijaż, nawet ten „ciężki”
bez tarcia z uporem maniaka, wydajny, bez dodatku jakiś zapachowych substancji
lepkich i innych udziwnień. Zmywanie makijażu tym płynem to czysta przyjemność.
Będąc przekonaną że znalazłam płyn idealny dla mnie po ponad miesiącu
udałam się na zakupy żeby kupić kolejną butelkę bo zużyłam poprzedniego
wieczoru ostatnie krople. Moja skleroza doprowadziła do tego, że przypomniałam
sobie o tym, że nie wrzuciłam mojego ulubieńca do koszyka przy kasie w momencie
gdy Pani kasjerka zaproponowała mi produkty promocyjne. Jako że produktami
promocyjnymi były między innymi płyny micelarne LIRENE, stwierdziłam że za karę
wypróbuje taki skoro mam problemy z pamięcią.
Płyn
bardzo przypomina z wyglądu L’Oreal natomiast w praktyce kolejny bubel. Z
makijażem dawał sobie radę miernie. Jakoś zmęczyłam tą butlę, troszkę pomógł
mój mały synek;-) płyn dostał
się w jego ręce i trochę płynu umyło podłogę:-P (szkoda że tego z Sorayi też nie
rozlał;-)). Tak więc papa Lirene:-)
Już chciałam wrócić do mojego L’Oreal ale pojawiła się nowość z GARNIER:-) Butelka do złudzenia przypomina płyn z Biodermy (pewnie całkiem przypadkiem;-)).
Skusiła
mnie wielka butla, aż 400 ml w cenie około 13zł (promocja w Rossmannie), z
drugiej strony obawiałam się że jak będzie to kolejny bubel to będę go zużywać
w nieskończoność. Na szczęście okazało się, że jest on tak samo genialny jak L’Oreal ;-) a może
nawet genialniejszy:P Powiem krótko i węzłowato: on po prostu szybko zmywa
makijaż! Nie chcę
już nic innego:-)
Podkreślam
jeszcze raz Kobietki kochane, że kierowałam się przy werdykcie tylko tym ile
wysiłku muszę włożyć w zmycie makijażu. Nie chcę, żeby płyn mnie odmładzał,
dotleniał, nawilżał czy robił kawę… chociaż nie, kawę mógłby robić;-)
I
to tyle, miałam się nie rozpisywać, żebyście w ogóle chciały to przeczytać ale
mam nadzieję że dotrwałyście do końca tych wywodów bez twarzy na klawiaturze.
Oficjalnie uważam blog za rozdziewiczony;-)
Do
następnego Monika :*